6:30
Generalnie budzik dzwoni o 6:05, ale jak zobaczyłam na termometrze 0o C, to nie miałam ochoty za szybko wyjść z łózka. Jednak ze względu na to, że mój mąż wychodzi do pracy około 7:30 i zawsze jadamy wspólne śniadanie, to dosłownie wywlekłam się o tej 6:30. Każdy dzień staram się zaczynać od szklanki ciepłej wody z cytryną i w ten zimny poranek to była idealna pobudka.
7:30
Po wyjściu męża do pracy ogarniam szybko mieszkanie po śniadaniu i biorę się za ogarnięcie siebie, a Rumbuś jak zawsze korzysta z każdej chwili, żeby wygrzać się choć odrobinę w słońcu. Pomimo że na dworze zimno i termometr wskazuje szalony 1o C, to słońce się pokazało.
8:30
Od ósmej staram się już pracować. Na początek ogarniam zawsze skrzynkę mailową, a później siadam do projektów. Dziś praca na dwa komputery, na stacjonarnym liczy mi się światło na przyszłych wizualizacjach, a na laptopie tworzę teksty na bloga, żeby nie marnować czasu :)
9:30
Mała przerwa na herbatkę, która ze względu na pogodę nadal jest z miodem i cytryną, oraz przegląd planów na resztę dnia.
10:30
U moich drzwi stanął listonosz z ostatnią książką z wymiany książkowej organizowanej przez Magdalenę Erbel z bloga Save the magic moment i współprowadzącą Ewelinę Mierzwińską. Listonosz miał niezły ubaw, bo paczka z wyglądu była oryginalna, a mianowicie znalazły się na niej kolorowe rysunki i życzenia przyjemnej lektury.
Mój adres był napisany na „tabliczce” znajdującej się w łapkach białego misia, a listonosz stwierdził, że to świnka, wyobrażacie to sobie? :D Przecież ewidentnie widać, że to słodki misio, generalnie uśmiałam się i pomimo kiepskiej pogody rozbawiona twarz listonosza zrekompensowała chowające się właśnie słońce i pojawiające się z coraz większą intensywnością deszczowe chmury.
11:30
Czas na drugie śniadanie. Dziś mój ulubiony koktajl mleczno-bananowy z otrębami i cynamonem.
12:30
W drodze. Trzeba było wyjść z domu i załatwić kilka spraw na mieście, a przy okazji również zrobić małe zakupy.
13:30
Musiałam wejść jeszcze do Pepco i nie mogłam przejść obojętnie obok tych wszystkich dekoracji, ale... powstrzymałam się i kupiłam tylko dwie rzeczy — jestem z siebie taka dumna :)
14:30
Czas na trochę dłuższy spacer z psem, który tak jak jego pancia nie lubi zimna, a do kompletu jeszcze wysokiej trawy, która pomimo pogody solidnie wybujała. Nie byłyśmy więc zachwycone z tego wyjścia ;).
15:30
Ciąg dalszy pracy...
Komputer stacjonarny odpoczywa, a ja kończę pisanie tekstów na bloga.
Miałam brać się również za przygotowanie obiadu, ale zadzwonili przed chwilą rodzice, że robią domową pizze i żebyśmy wpadli z mężem na obiad więc nie śmiałam im odmówić :)
16:30
No cóż brak zdjęcia, tak byliśmy pochłonięci jedzeniem, że o zdjęciu nawet nie pomyślałam :)
17:30
W drodze na spotkanie…
19:30
Już z powrotem w domu i teraz czas na przytulaski, bo Rumba bardzo się stęskniła, choć nie było mnie w domu raptem 2 godziny. Kilkanaście minut dla psa i z powrotem do pracy.
20:30
Jeszcze trochę pracy...
Kończę teksty na bloga, siadam jeszcze na chwilę do projektu i ogarniam małą część marketingu. Robię plan na intensywny jutrzejszy dzień, bo właśnie się zorientowałam, że nie policzyło mi się światło w projekcie. Wyrzuciło mnie z programu i komputer się zresetował, bo miał jakieś systemowe aktualizacje do przeprowadzenia, więc jutro wszystko od nowa :( No chyba że jakiś fartem uda mi się coś odzyskać, ale nie mam już na to dzisiaj siły.
21:30
[Hmm...zdjęcia zaginęło w akcji]
W końcu czas dla siebie, tak naprawdę to tak po części, bo muszę jeszcze chwilę spędzić z telefonem, żeby ogarnąć Instagram, na co mój mąż już się irytuje. Tak że jednym okiem na telefon, drugim na Netflixa i serial Marvela.
23:00
Dobranoc.
Jeśli jeszcze nie wzięliście udziału w wyzwaniu to macie czas do jutra włącznie więc zachęcam, to naprawdę ciekawe doświadczenie.
To jak kto z Was przystąpił już do wyzwania? Chętnie zobaczę jak spędzacie dzień.